To było dawno, nawet nie wiem gdzie,
Brzask pełznął wolno, jak wilgotny gad,
Słońce za chmurą buntowało się
A kur do życia budził śnięty świat.
Na miejskim rynku zamieciono mrok,
I dostrzec można chciwych źrenic blask,
Buty prowadził pewny, raźny krok,
Wszak handel zacząć już najwyższy czas.
Bezwzględny spokój swój zobaczył grób,
Więc na rogatki w strachu gnał co sił,
Rynek znienacka zalał miejski lud,
Jakbyś w mrowisko gruby wtłoczył kij.
Baby, jak stare gacie w pył się drą,
Żeby usłyszeć mógł je cały kraj,
Lecz przecież one tylko tutaj chcą
Ludziom odsprzedać jak najwięcej jaj.
Obok rozterek w gębie mocnej płci
Wątłym parobkiem miota szary sznur
I jego koniec w żywe oczy kpi,
Wszakże tym końcem jest różowy knur.
Jak to przystało na XV wiek,
Zabawa w kupców i handlarzy trwa,
Z trzosów wychodzi dobrze znany dźwięk,
Na strunach zysku pierwsze skrzypce gra.
Baby się cieszą, poprawiają włos,
Z wrażenia wzdęty, jak na wietrze bór,
Po raz dwudziesty liczą z monet stos,
Które dostały za najmniejszą z kur.
Nagle zagrzmiało – pojawił się koń,
Wóz pełen fantów jedzie za nim w trop,
Na lejcach pewnie zaciśnięta dłoń,
Z tą twardą garścią – zespolony chłop.
Pozwolił sobie szybko wjechać tam,
Gdzie nigdy dotrzeć nie chciał nawet Bóg,
Babie przewrócił jej koślawy kram
A osiołkowi złamał jedną z nóg.
Na cały rynek z płuc wydobył krzyk,
Nie bacząc wcale, że jest pośród wron,
Lecz tej reklamie nie oparł się nikt
I cały towar sprzedał tylko on!
Baby płakały, tak jak jeden mąż,
Ze smutkiem patrząc na swój pełny kram,
Myślały – geniusz, czy to może wąż
Zdołał ludziskom, wcisnąć taki chłam?!
A jeden z mędrców zakrzyknął „O rety!
Patrzcie się ludzie! On stworzył marketing!”
2012-04-04