To już nie jest skrzek marny, ale jeszcze nie żaby!
Słodkie słońce nad stawem rozświetla poranek,
W mętnej wodzie buzuje wataha kijanek,
A na brzegu ropucha obserwuje szkraby.
Maluchom wyrastają niebosiężne graby,
Powoli zaczynają łapać co jest grane
I staw dla nich za mały – niby stary dzbanek,
Z którego chcą się wydostać na świat – płazów sztaby.
To trzyletnie terrarium za słabo chronione
Musi wycierpieć młode pomysły szalone
I hamulca lewarek znaleźć na pokusy.
Bo jak tłumaczyć synom w szkolnym uniformie,
Że przed laty paroma w szkolnictwa reformie
Chodziło o to, żeby wprowadzić gimbusy.