Ubrali garnitury sto dni po studniówce
I stoją strasznie smutni, jakby do ołtarza
Ich ojciec panny młodej złowrogo zapraszał,
Wręczając rezerwacji kwit na porodówce.
Ręce im równo drgają, jak po dużej wódce,
Pot do wtóru ze strachem zsuwa się po twarzach,
W wyblakłych oczach rozpacz panikę pomnaża
I rozwścieczonych nerwów gromadzą się hufce.
Mogli się przecież uczyć przez te lata cztery
Zamiast powtarzać belfrom odwieczne bajery,
By teraz się nie miotać, jak szalona bestia.
Pozostało im liczyć na ściągi i cuda,
Więc muszą teraz wierzyć, że może się uda,
A jeśli nawet noga… to przecież amnestia…