Zazwyczaj przy niej stoi wredna, brzydka baba
W kostiumie jak od sekty wiedźmina Rydzyka,
Na własnym cieniu myśli się często potyka
I oczy wytrzeszcza, jak rozjechana żaba.
Czasem wyjmie z umysłu (mniejszego niż kraba)
Myśl patetyczną, która niebiosów dotyka
I kredą po tablicy nieśmiało popryka,
Czekając kiedy woźny zadzwoni na sabat.
Ciężki jest los tablicy – wiedzy oceanu,
Na którym kredy kiecka się puszcza do tanów
Na liter piruety zamieniając rąbki.
Jakim by ona była nadnauczycielem,
Zamkniętym w prostokątnym płaskim, martwym ciele,
Gdyby nie ta cholerna władza w ręce gąbki.