Uśmiechała się rzadko – głownie do ważniejszych,
Jej kożuchy i suknie dawno wyszły z mody,
A makijaż z ironią ujmował urody,
Wzgardę budząc nawet u pokoleń wcześniejszych.
Bała się tych od siebie niby mniej mądrzejszych,
Dla których była pejczem, postrachem i wrzodem,
Bo zamiast wkładać mądrość, jak zupę pod brodę
Wibrowała w przestworzach – naokoło wiedzy.
Mogła zostać kucharą w barze byle jakim,
Lecz bałaby się pewnie obierać ziemniaki
I smażyć na patelni rozebrane woły.
Tak więc ambitnie – chociaż jakby od niechcenia
Pali na ruszcie lekcji młode pokolenia,
Bo dzisiaj wrzód jest trudno oddzielić od szkoły.