Kryminał „Powódź” to debiut literacki Pawła Fleszara, o którego recenzję zostałem poproszony przez samego autora.
Objętościowo dosyć krótka powieść, nieco powyżej dwustu stron, szczególnie biorąc pod uwagę, że w tym gatunku literackim, książki mają co najmniej trzysta. Ale oczywiście od ilości ważniejsza jest jakość. Tu niestety też możemy zauważyć pewne braki. Najprościej nazwałbym – powodzią bez wody. Zarówno metaforycznie, jak i dosłownie. Kraków tonie w wodzie, Wisła wylewa, a bohaterowie przez większość akcji chodzą suchymi nogami i bez nakryć głowy czy parasoli.
Kompozycyjnie powieść podzielona jest na siedem części, będących siedmioma kolejnymi dniami rozgrywania się akcji. Każda część rozpoczyna się notką prasową. Ciekawy zabieg, stanowiący pewien przerywnik w akcji właściwej, a przy okazji nie będący fabułą retrospektywną, co ma często miejsce w dzisiejszych kryminałach. Niestety mam wrażenie, że jest tych wstawek za dużo. Początkowy, dość mocny wstęp, dotyczy handlu kobietami oraz mrocznej strefy darknetu i do tego odnoszą się pewne późniejsze wątki. Natomiast zbyt rozbudowane aktualności pogodowe, a czasem też inne informacje prasowe nie wiele wnoszą, poza tym, że wytrącają czytelnika z rytmu.
Główna oś wydarzeń skupiona jest wokół Krisa, wojskowego i przyjaciela z dzieciństwa ofiary, prowadzącego śledztwo na własną rękę. Jego postać jest dość mocno zarysowana, ma też w sobie wewnętrzny konflikt. Może trochę brakuje cech negatywnych, jakiejś choroby psychicznej, której nabawił się na misji w Kosowie, jednak świętym nie jest, co jest niewątpliwie na plus.
W pierwszych kliku rozdziałach wkrada się niepotrzebny chaos. Chwilami trudno się zorientować kto jest kim. Myślę, że to efekt objętości. Akcja toczy się zbyt szybko, dostajemy tylko najważniejsze fakty. Czytelnik nie ma czasu na zapoznanie się z postaciami. Mogliby robić więcej rzeczy nieistotnych dla fabuły.
Przechodząc do głównego wątku, czyli do śledztwa zamordowanego Kuby, który rzekomo popełnił samobójstwo, trzeba pochwalić pomysł debiutującego w literaturze kryminalnej Pawła Fleszara. Do samego końca ciężko znaleźć złoczyńcę, a i zakończenie niewątpliwe zaskakuje. Jednak sam przebieg poszukiwań przebiega zbyt łatwo. Brakuje ślepych uliczek, lewych sanek i przeciwności, to znaczy są ale dosyć delikatne, mało zdecydowane.
Elementami mającymi dodatkowo przyciągnąć uwagę czytelnika, są przewijające się w tle zespoły muzyczne oraz Kraków. Autor stawia na klasykę, typu Deep Purple, przywołuje też nazwisko dziennikarza muzycznego, Tomasza Beksińskiego. Sam Kraków jest pomieszaniem faktów z fikcją. Na przykład bohaterzy spotykają się w Morskim Wilku, będącym w rzeczywistości pubem Stary Port. Poza tym Wawel, mosty, Krakowska Akademia (ta współczesna, a nie poprzedniczka Uniwersytetu Jagiellońskiego).
Na słowa uznania zasługuje płynny język, jakim posługuje się autor. Powieść jest napisana jak najbardziej poprawną polszczyzną. Poszczególni bohaterowi używają charakterystycznych dla pewnych grup zwrotów (innym językiem mówią nastolatkowie, a innym wojskowi).
Podsumowując – debiut rządzi się swoimi prawami i tak, jak w tym przypadku, daje autorowi możliwość poprawienia się w przyszłości. Jestem też przekonany, że „Powódź” znajdzie swoich zwolenników, przede wszystkim w czytelnikach lubiących krótsze pozycje i pałających niechęcią do przeciągniętych i przegadanych scen, których tu po prostu nie ma (poza zbyt rozbudowanymi wstawkami prasowymi). Także myślę, że autor napiszę kolejną książkę, tym razem może trochę dłuższą, bardziej dopracowaną, poszerzoną o doświadczenia, których nabył po opublikowaniu „Powodzi”, czego bardzo serdecznie mu życzę!
Odbicie:Pół roku Powodzi w 139 recenzjach | sportkrakowski.pl