Krzyżanowska Gaba – Cover. Mój wyśniony koniec świata

 

Książka zakwalifikowana jako literatura młodzieżowa. Według mnie mylnie, bo jest to opowieść o młodzieży, ale niekoniecznie ona jest docelową grupą czytelniczą. Raczej można się doszukać tu powieści psychologicznej, ewentualnie obyczajowej z elementami romansu i erotyki.

Narracja prowadzona jest w pierwszej osobie, z dwóch punktów widzenia: Elwiry (zwanej Elą lub El) oraz Maksymiliana (Maksa). Głównych bohaterów łączy miejsce zamieszkania, szkoła, rok urodzenia a przede wszystkim wzajemna nienawiść. Nazywają się, niekoniecznie pieszczotliwie, dziwką i chujem. Od razu zaznaczę, że postaci są mocno zarysowane, mają w sobie konflikt wewnętrzny i przechodzą przemianę. Ona, dziewczyna z dobrego domu, gdzie niczego nigdy nie brakuje, on z biednej patologicznej rodziny.

Główna część akcji toczy się, kiedy są w drugiej klasie liceum, ale początki ich znajomości sięgają dzieciństwa i wprowadzone zostały wątki toczące się w szóstej klasie szkoły podstawowej.

Na wielkie uznanie zasługuje zastosowanie swobodnego języka, którym posługują się bohaterowie. Jest on wulgarny, przez co jak najbardziej prawdziwy. W podobnych książkach tego rodzaju, zazwyczaj rozmowy prowadzone są ładnym, delikatnym językiem, co zawsze trąciło sztucznością i asekuracyjnością ze strony autora. Dialogi serwowane przez Gabę są szorstkie, autentyczne, można powiedzieć, że bezczeszczące polszczyznę, ale przecież tak na co dzień wyraża się współczesna młodzież. Jednak nawet tu język trzynastolatków wydaje się nieco podciągnięty na wyższy poziom.

Losy bohaterów muszą być zaburzone poprzez wprowadzenie przeciwności i konfliktów. W tym przypadku na Elę i Maksa czyha niebezpieczeństwo. Nie jest to byle rozterka miłosna czy niepowodzenie w szkole. Niebezpieczeństwo jest realne, ociera się o kryminał i w tym momencie powstaje napięcie oraz niepewność, co stanie się dalej. Ono właśnie powoduje, że kolejne linijki i rozdziały jesteśmy zmuszeni przeczytać. I jest to bardzo przyjemny przymus. Porównując do innych książek, ten pazur, który nas drapie, pojawia się wcześnie, a nie w połowie lektury.

Książka została podzielona na rozdziały, trochę większa część przeznaczona jest na opowieści ze strony Elwiry (w końcu powieść pisała kobieta), jednak dla mnie (faceta) mocniejsze kwestie przekazywał Maks. Dużym atutem książki jest także stopniowanie napięcia. Czytelnik zostaje na chwilę zaciskany w sidła, po czym może odpocząć przez kilkanaście stron. Autorka wprowadziła także chwyt przeciągania akcji, kiedy już czekamy na rozwiązanie konfliktu, a ono nie chce nadejść. Niejednokrotnie czytelnik zostanie też zaskoczony, łącznie z finałem.

Trzymające w napięciu sceny erotyczne również zostały opisane dużo lepiej i dokładniej, niż w standardowych romansach. Może dla niektórych będą one zbyt wulgarne, ale za to kochankowie zaraz po dwóch pocałunkach i rozpięciu bluzki nie budzą się rano w ciepłej pościeli.

Na chwilę wróćmy jeszcze do bohaterów i stosunku czytelnika do nich. To przecież od nas zależy, czy ich polubimy, czy będziemy im kibicować lub, czy ich przekreślimy jak błędny rachunek. Dla wielu z nas oznacza to powrót to przeszłości, do często najpiękniejszych naszych chwil, choć dla Eli i Maksa nie były to wymarzone czasy. I chociaż, miejmy nadzieję, że nie byliśmy w podobnych sytuacjach, to powinny się w nas obudzić sentymenty.

Recenzowanie książki w samych superlatywach należałoby uznać za co najmniej stronnicze i nieszczere. Zatem za największy minus można uznać okładkę i opis powieści, a także zakwalifikowanie jej, jako powieść młodzieżową. Kolejny – mam wrażenie, że początkowe rozdziały odbiegają jakością od pozostałych. Z zawodowego punktu widzenia, widzę też pewne rozbieżności z przepisami Prawa Oświatowego, ale to już moje zboczenie i w zasadzie niezbyt istotny szczegół.

Podsumowując, Cover, to świetna książka! Trzymająca w napięciu, napisana z dwóch punktów widzenia, szczerym, choć wulgarnym językiem. I tak ma być! Przecież, do cholery, nie żyjemy w enklawie piewców poprawnej polszczyzny. Tym bardziej nie żyją w niej osoby, dla których największą wartością jest wypicie hektolitrów wódki i trzymanie się na nogach. Chęć poznania dalszych losów bohaterów jest tu dominująca. Cover stoi w opozycji do wszystkich innych romansów i obyczajówek, których ich autorzy czeszą, a raczej ulizują swoich bohaterów tak, aby po ich włosach skapywała piękna, poprawna polszczyzna.

Gratuluję autorce odwagi do przedstawienia i nazywania rzeczy po imieniu. Czekam na kolejne czterysta stron!

 

Facebook
Instagram