najlepiej z samego rana
kiedy jeszcze nie ma korków
i zaspany kierowca może pomylić trasę
nie zatrzyma się przy śmietniku ani koło cmentarza
wczoraj zaszyłem w kieszeniach banalne metafory
które strugałem razem z palcami
więc jeszcze pachną krwią
brud pod paznokciami patrzył z niedowierzaniem
jak wróbel na parapecie
kiedy nawlekałem nitkę
pora wycofać się z branży
zamknąć drzwi od zaplecza
w rolety wcisnąć ostatnie zdanie
herbatę smakującą jak klęska
niezalaną wyrzucić przez okno
na szczęście nie muszę pakować dyplomów
jak na amerykańskich filmach
kiedy tu przyszedłem byłem lekki i nagi
teraz kiedy odchodzę nadal jestem lekki
odziany jedynie w pajęczynę porażki
z braku ambitniejszych pomysłów
latami podpierałem drętwy długopis
i starzałem się
więcej grzechów nie pamiętam
dzisiejsi chłopcy z nudów
chodzą po mieście i zapuszczają wąsy
po których skapują okrągłe zdania
katar modnie rozbryźnięty w zeszycie
to przed nimi rozstąpi się Wisła
litery przejdą suchymi strofami na drugą stronę
w ich czaszkach szamani nie będą sporządzać serum
pomniki krążące po placach także ich nie zauważą
teraz jest ich pięć minut liczone w sekundach
ale co mnie to obchodzi
przecież wycofuje się z branży
zapnę ostatni guzik pod szyją
(choć chyba wolałbym sobie wbić długopis w dupę)
brud spod paznokci odprowadzę na banicję
i pójdę do korpo
jak wszyscy
zawsze byłem jak wszyscy
a dziś to zrozumiałem
2020-08-02