Ostaszewski Robert – Ukochaj na śmierć

 

Powieść jest kontynuacją losów nadkomisarza Polańskiego i jego drużyny (zapoczątkowanych w Zabij ich wszystkich), do której dołącza nowa koleżanka, podkomisarz Renata Łukowska, karnie zesłana do powiatowej komendy z CBŚ.

Książka rozpoczyna się podczas kręcenia rekonstrukcji wydarzeń historycznych, kiedy zostaje śmiertelnie postrzelony jeden ze statystów, Zaręba, student historii. Polański od razu stwierdza, że nie był to nieszczęśliwy wypadek, tylko zaplanowane morderstwo. Akcja śledztwa prowadzona jest w ciekawy, wciągający czytelnika sposób. Policjanci nie mają zbyt wielu wskazówek i sprawdzają kilka tropów naraz. Czteroosobowy zespół (Polański, Łukowska, Tyszka i Mateja) dobiera się w różne konfiguracje i rozpytuje rodzinę i przyjaciół Zaręby oraz ekipę filmową. Jeden z tropów prowadzi do wnuka oprawcy w obozie koncentracyjnym Zgoda, obecnie lokalnego polityka. W ten sposób autor przemycił do powieści wątek historyczny, w którym przedstawił ten mało znany obóz, utworzony po Drugiej Wojnie Światowej. Mam wrażenie, że te wątki z przeszłości nieco hamują dynamikę akcji, tym bardziej, że niektóre fakty są powtarzane kilkukrotnie. Jednak autor rozłożył ten wtrącenia w czasie, przez co tempo powieści jest zmienne. Bardzo dobrym zabiegiem okazało się podzielenie rozmowy z pracownikiem muzeum na dwa etapy.

Poza śledztwem i wątkiem historycznym, kolejną warstwą powieści jest umiejscowienie jej w Świętochłowicach. Osoby związane z tą miejscowością znajdą tutaj znajome miejsca i ulice. Zakotwiczenie akcji na Śląsku wiąże się oczywiście z wprowadzeniem tutejszej specyficznej gwary. Ujawnia się ona u niektórych osób, jednak poszczególne charakterystyczne słowa i zwroty są zgrabnie wplecione w dłuższe wypowiedzi, przez co nie wymagają dodatkowych wyjaśnień, a z pewnością dodają barwności całej powieści.

Kolejną odskocznią od śledztwa, są szeroko pojęte sprawy rodzinne i osobiste czwórki policjantów. Wprowadzane są dosyć systematycznie, a przy tym niezbyt często, przez co nie zaburzają tempa wątku detektywistycznego. Służą głównie pokazaniu drugiego (domowego czy też prywatnego) oblicza śledczych.

Dosyć ciekawie zostali przedstawieni bohaterowie powieści. Jak się im dokładniej przyjrzy, można zauważyć, że postaci kobiece są bardziej charakterne i wyraziste, natomiast mężczyźni nieco bardziej neutralni. Być może takie było założenie autora, a może po prostu tak wyszło. W kryminałach zwykle śledztwo prowadzi dwójka głównych bohaterów, a tutaj mamy ich aż czworo. Wracając do charakterów, najbardziej szczeżujowato została przedstawiona pani prokurator, ale w tego typu powieściach to norma. Nowoprzybyła podkomisarz Łukowska także okazuje się ostrą kobietą, choć po początkowym, mocnym wejściu, mam wrażenie, że nieco mięknie. Także bezkompromisową kobietą jest matka Polańskiego. Z męskich postaci, tylko ojciec ofiary został scharakteryzowany na twardego, klnącego i z nikim nieliczącego się faceta oraz kilku rozpytywanych, pojawiających się epizodycznie. Natomiast trzej główni śledczy są mocno neutralni. Różnią się w zasadzie wiekiem, stopniem i doświadczeniem życiowym. Trochę brakuje u nich konfliktów wewnętrznych oraz między nimi. Można przypuszczać, że autor zauważył to pod koniec pracy nad tekstem i zrobił świństwo jednemu z nich. Myślę, że to trochę za mało, choć z drugiej strony odbieram taką charakterystykę postaci jako wyjście ponad obecne stereotypy, gdzie policjant musi być alkoholikiem, zawalać śledztwo lub mieć mroczną przeszłość. Polański nie jest bezkompromisowym komisarzem Deryłą, czy chamskim Pawłem Kamińskim, z kolei Tyszka czy Mateja nie są dupowatymi partaczami pokroju Bertila Melberga.

Wątek kryminalny został tak rozegrany, że czytelnik, w pewnym momencie akcji, może się zastanawiać i obstawiać mordercę (w przeciwieństwie do tego, co dostaliśmy w Zabij ich wszystkich). Autor przemyca nam dwie dość czytelne wskazówki dotyczące złoczyńcy. Zastanawiam się na ile zostały one zakamuflowane pośród tysięcy zdań i kliku przedstawionych możliwości oraz, ilu czytelników je wychwyci.

Podsumowując, Ukochaj na śmierć jest niewątpliwe ciekawą propozycją dla sympatyków zagadek kryminalnych. Śląskie klimaty oraz rys historyczny obozu Zgoda stanowią mocno tło tej powieści. Może trochę brakuje zgrzytów i niejednoznaczności w charakterystyce głównych postaci. Autor nie daje powodów, żeby część czytelników kogoś nienawidziła, a druga część mu kibicowała.

Jedną z najistotniejszych zalet zostawiłem na koniec. Nic w tej powieści nie wydaje się być przesadzone. Wszytko wygląda bardzo realnie. Chuck Norris z pewnością nie zagrałby w filmowej adaptacji. Nikt nie ucieka w „ostatnim momencie”, nikt nie zostaje niezabity, tylko dlatego, że bohater musi przeżyć.

Powieść jest dość krótka, zatem polecam na jesienny długi wieczór (celowo liczba pojedyncza).

Facebook
Instagram