Mimozowe pole jest debiutem kryminalnym Zuzanny Arczyńskiej, autorki kilku książek, głównie o tematyce obyczajowej i romantycznej, w których nie stroniła od trudnych tematów, a także mniejszych i większych przestępstw.
Tym razem zaproponowała nam powieść kryminalną, która jest chyba najdziwniejszą, a co za tym idzie najoryginalniejszą, jaką przeczytałem w tym roku. (Zapoznałem się z około czterdziestoma tegorocznymi pozycjami). Można powiedzieć, że czuć mocne naleciałości z prozy gatunkowej, w której wcześniej poruszała się autorka.
Rozpoczyna się dość mocnym, pięknym opisem paskudnie rozkładających się zwłok, na widok których policjanci wspaniale rzygają. Czytając ten fragment, na myśl przychodziły mi książki Maxa Czornyja, który jest (przynajmniej dla mnie) polskim mistrzem współczesnego kryminału w wymyślaniu najokrutniejszych zbrodni. Na mimozowym polu leżą wprawdzie gotowe trupy, ale styl ich przedstawienia podobny.
Następnie, w początkowej fazie książki, otrzymujemy dość długi i monotonny fragment, który jest zarezerwowany raczej dla innych gatunków literackich niż kryminał. Pomimo, że właściwie nie ma się w nim do czego przyczepić, w rezultacie mocno spowalnia całą akcję. Drugi podobny fragment, jak dla mnie także zbyt długi, ma miejsce pod koniec książki. Przypuszczam też, że czytelnicy, którzy nie gustują tylko w powieściach kryminalnych, nie odbiorą tego tak krytycznie, jak ja.
Główni bohaterowie zostali dobrze skrojeni, charaktery zostały im właściwie przypisane. Podczas wprowadzania postaci policjantów, miałem wrażenie, że będziemy mieli do czynienia z komedią kryminalną. Nazwiska takie jak Cezary Zegar, komendant (od razu przez ze mnie skojarzony z Cezarym Cezarym z 13 posterunku Macieja Ślesickiego), nazywany przez współpracowników Czasem, co w niektórych przypadkach stanowiło pewną grę słów, a przez innych zwany Klepsydrą. Podobna sytuacja miała miejsce z aspirantem Markiem Piątkiem. W kwestii bohaterów też mamy pewne odstępstwo od standardów ze świata klasycznej literatury kryminalnej. Mianowicie, nie ma postaci zdecydowanego antagonisty, człowieka który na niczym się nie zna i na dłuższym dystansie przeszkadza w prowadzeniu śledztwa. Niemniej taki jeden gdzieś nam tam przemyka. Język jakim posługują się bohaterowie (głównie policjanci), początkowo jest mocno wulgarny, co za tym idzie, zbliżony do rzeczywistego. Mam wrażenie, że w późniejszej części książki, jakby nieco złagodniał. Być może dlatego, że więcej dialogów prowadzą z kobietami, niż między sobą.
Zagadka kryminalna, która, jak wspomniałem na wstępie, wydaje się bardzo dziwna, w finale może zaskoczyć. Autorka podrzuca nam co jakiś czas pewne tropy, od których potem skutecznie próbuje odwieźć. Myślę, że ta próba się jej udała i zarazem trzeba to uznać za jeden z większych plusów książki.
Wspomniałem na wstępie o monotonnych fragmentach, jednak cierpliwość zostanie wynagrodzona w zakończeniu. Wtedy akcja wyraźnie nabiera tempa i pędzi aż do ostatniej kropki. Trochę brakuje właśnie takiego napięcia w środku książki. Niemniej emocje są stopniowanie i dawkowane przez całą powieść.
Podsumowując: Mimozowe pole można określić mianem powieści kryminalnej z bardzo rozbudowanym wątkiem społecznym i miłosnym, okraszonej pewną dawko humoru. Zagadka kryminalna dobrze, aczkolwiek niestandardowo skonstruowana. Do tego wybuchowe i zaskakujące zakończenie dopełniają całości. Jedynym minusem wydaje się być zbyt wolne tempo w niektórych fragmentach. Myślę, że zarówno amatorzy powieści kryminalnych jak i obyczajowych, i romantycznych powinni przeczytać tę pozycję.