Okładka wskazuje, że nie będziemy mieć do czynienia z łatwą i lekką lektura. Mocno zniekształcona twarz autorki sugeruje mnogość możliwości interpretacji. Krwisty, prowokujący kolor podkreśla słuszność tej tezy, choć ponoć skończyło się tylko na całowaniu. Ale nie po okładce…
Główna bohaterka, Malwina Cukier, pozornie jest samotniczką, mieszkającą tylko z matką emerytką, w mieszkaniu położonym w dzielnicy o nienajlepszej reputacji. Ot niby zwykła czterdziestolatka, pracująca na etacie i zwykły dom, ze zwykłymi problemami. Jednak otacza się ona zmarłymi dziadkami i Aniołem Stróżem, który pozornie sprawuje nad nią pieczę, a z drugiej strony każe postępować wbrew woli Malwiny.
Powieść została skomponowana jako wędrówka po dwóch światach. Tym realnym, przyziemnym oraz wyimaginowanym. Główna bohaterka stąpa po cienkiej linii, namalowanej na styku obu światów. Toczy nieustanną walkę i z matką, i z samą sobą. Ta druga wydaje się ważniejsza, a na pewno cięższa. Ludzka pamięć i imaginacja okazują się strasznymi towarzyszami codziennego życia. Napięcie związane z nimi ma kolosalny wpływ na wydarzenia bieżące.
Autorka, będąca zarówno poetką jak i pisarką prozatorską, połączyła te dwie pasje. Powieść jest pełna niedopowiedzeń. Stwarza wiele możliwości interpretacyjnych poszczególnych fragmentów. Pojawiają się poetyckie porównania, choć jest ich stosunkowo niewiele. Akcja książki oparta jest na dosłownie kilku przyziemnych wydarzeniach, rzec by nawet można, że banalnych. Natomiast całe napięcie zostało zmaterializowane na płaszczyźnie abstrakcji i symboliki.
Czytelnik może się zastanawiać, ile Ewy Jarockiej zostało upchanej w postaci Malwiny Cukier. Wiek i wygląd zewnętrzny się niejako zgadzają. A co dalej? Czy autorka pozwoliła sobie na ekshibicjonizm rodzinny, czy też zgrabnie zakamuflowała się pod fikcją literacką?
Jak już wspomniałem, książka nie należy do łatwych i przyjemnych i tak trzeba do niej podchodzić. Autorka wymaga od czytelnika pewnego zaangażowania. Akcja nie pędzi jak w powieści sensacyjnej. Niektóre fragmenty wydają się jednak zbyt długie i przegadane. Cierpliwość czytelnika też ma swoje granice.
Po przeczytaniu kilku rozdziałów, zastanawiałem się, czego mogę się dalej spodziewać i w jakim kierunku będzie zmierzać narracja. Autor kryminałów powinien wyprowadzić czytelnika w pole i na końcu złapać złoczyńcę. Autor romansów musi, po serii komplikacji, złączyć dwie osoby w parę. A co zrobi taka Jarocka? Zaprowadzi nas do nieznanego lasu i tam zostawi. Ale myślę, że w tym lesie będzie nam, mimo wszystko, dobrze.
Podsumowując, akcja powieści „Skończyło się na całowaniu” rozgrywa się dwuwymiarowo. Autorka zaprasza czytelnika do współpracy, w której musi się wykazać sprytem i zaangażowaniem, aby się nie zgubić w jej rozważaniach.