Z atramentu na kartce zapuszcza korzenie,
Sieje myśli zagony i rymów mrowiska,
Sławy embriony trzyma z dala od pastwiska,
By ciągle mógł mieć jeszcze najskrytsze marzenie.
W poniedziałkowy ranek znów schodzi na ziemię,
Tonąc w lekturach, książkach, notatkach, zapiskach
Belfrowskim młotem wiedzę w głowy uczniów wciska,
Próbując żyć nauczyć młode pokolenie.
Ma tylko własny kubek od gorącej kawy,
Wie, że w nim nie zaparzy biletu do sławy,
I na ministra go nie będą koronować.
Lecz ma pięć wdowich groszy za posługę w szkolę
I pięć minut radości gdy pisze wieczorem,
Dlatego pewnie jeszcze nie zdążył zwariować!