02. Obserwatorzy

 

Jak manekiny siedzimy na łące,

Gdzie trawy tańczą, podniecone wiatrem,

Z góry z pogardą patrzy na nas słońce,

Bo w żywych ciałach widzi dusze martwe.

 

Przecież nie wzruszą nas te marne chmury,

Lekkie jak pierze, czyste jak dziewica

I nikt przekleństwa nie wyśle do góry,

Póki nie spadnie na nas nawałnica.

 

Patrzymy za to na sprawy przyziemne,

Ale z dystansem wszelkim do wszystkiego,

Więc nie wnikamy, czy muchom przyjemnie,

Gdy spożywają obok coś czarnego.

 

W oddali miasto stoi jak skazaniec,

A w jego żyłach fontanny i ścieki,

Ratusz pierś pręży, jak dorodny samiec

I smutek sieje dom starczej opieki.

 

Zadbana rzeźnia skrywa tajemnice,

(W zamkniętej księdze – zamknięte są krzyki)

W niej rzeźnik rano zjada jajecznice,

Potem inwentarz przerabia na szynki.

 

A za plebanią zawstydzony kościół,

Jakby już przestał śmierdzieć dobrobytem,

W niezgodzie z sobą Pana Boga prosi,

By lud obdarzył nieszczęścia profitem.

 

Pociąg turkoce po stalowych szynach,

Samolot leci nie wieszcząc wypadku,

Matka do szkoły odprowadza syna,

Urząd oblicza podatek od spadku.

 

A my siedzimy beztrosko na łące,

Nieważcy niby powietrze nad kładką

Ignorujemy myśli nas bolące

I scyzorykiem obieramy jabłko.

 

Choć moglibyśmy zabić prezydenta,

Albo obcym wojskom salutować,

Wolimy leżeć, jak opowieść drętwa,

Bo przecież łatwiej jest nam obserwować…

 

2012-03-02

Facebook
Instagram