Postarzała się wiosna,
Z łatwych pytań wyrosła,
Bohomaz mordy schowała w korycie.
Już się krzywi i marszczy
I z grymasem na paszczy
Nogi wyciąga w pogoni za życiem.
Wściekłość grzęźnie jej w gardle
Zniża czoło zadarte,
Kohorty nerwów wycofuje z boju.
Zmienia przekleństw grymasy
Na wyblakłe wyrazy
I prosi, prosi o chwilę spokoju.
Jadło gryzie powoli,
Wszak niejeden ząb boli,
Choć wczoraj jeszcze kąsał bez wysiłku.
A dziś to rodzaj dzieła,
Lecz ona już pojęła,
Że szczęk grzebienie służą do posiłków.
Oglądając ołtarze,
Szanuje świętych twarze,
W pokory sadło obrasta pomału.
Na rowerze sumienia
Jedzie drogą zdziwienia
Z tobołem grzechu – do konfesjonału.
Brnąc na życia paradę,
Szyję ściska krawatem
I protestuje przeciwko przeciwku!
W pędzie pędu pędzi
Pędząc nadzieję rzęzi,
By w zdaniu życia usiąść na przecinku.
Myśl samobójczą w głowie
Zdominowało zdrowie
I wizja jutra – świetlana jak troski.
Tam gdzie rosła frywolność,
Toast wznosząc za wolność,
Teraz ogromem kwitną obowiązki.
Zestarzała się wiosna,
Jak kartoteka posła
I żaden sąd nie zmieni wyroku.
Nikt także nie pomoże
Vetować dzieło Boże,
Które jej każe przyspieszać kroku.
My idziemy z nią w parze,
Jak dzieciaki na plażę
Trzymając mądrość naszych rodzicieli.
Lecz z tych dzieciaków tylko
Nam zostało nazwisko
I trochę życia, któreśmy widzieli.
Kogóż dzisiaj obchodzi,
To, że byliśmy młodzi
I życie wiedli od zmierzchu do rana!
Przyszłość była daleka,
Bo nam czas nie uciekał
I rozsadzała energia, jak granat!
Teraz straszy nas lustro,
Jak zaklątwione bóstwo,
Cholerna prawda – plakacik na ścianie!
Odbiornik brzydkich gestów
Nie przyjmuje protestu
Co dzień na gorsze zmienia o nas zdanie.
Płaski antagonista
Włos z czaszki nam wyciska,
Dumy, bo przecież oprawiony w ramy.
Leżąc na brzytwie losu
Cieszmy się z siwych włosów,
Bo to oznacza, że jeszcze je mamy!!!