Po szklance wódki nadchodzi przygoda,
Jak wiosna w marcu się stara panoszyć,
Następnie spływa zagęszczona woda
I drąży drogę do źródeł rozkoszy.
Cud połączenia wydaje się pewny,
Więc może wzrastać, jak pchły na kocurze,
A w między czasie autor pełen werwy
Stara się wetknąć w jego ciało duszę!
Najcięższa chyba jest chwila porodu;
Niepewność, jaką niosą narodziny,
Kiedy wychodzi nogami do przodu
Krzyczący z bólu koniec pępowiny.
Rośnie, znów rośnie, lecz tym razem Ego,
Które znienacka, niby grzech wpłynęło
I każe wielbić nam siebie samego
Bardziej, niż świeżo narodzone dzieło.
Następnie przyjdzie z wizytą rodzina,
Popatrzy, jakby się na tym coś znała,
Ramieniem wzruszy i głową pokiwa,
Ale miłością raczej nie zapała.
Potem znajomi się zbiorą przy wódce,
W pewnym momencie zrobią oczy wielkie,
Jakimi babcia przygląda się wnuczce
I zapytają o nową butelkę.
Wrogowie także, głównie z naszej branży,
Dla niepoznaki przybędą z żonami,
Popatrzą z miną kamienną na twarzy,
Komentarz rzucą – zgrzytając zębami.
A nam niedługo ból zacznie doskwierać,
Jak naciągnięte na pysku wędzidło,
Zatem musimy do pracy się zbierać,
Żeby napisać kolejne wierszydło.