Po najpłodniejszego polskiego pisarza sięgnąłem dopiero po raz drugi i głównie ze względu na to, że akcja powieści dzieje się w okolicach mojego miejsca zamieszkania.
„Halny” jest powieścią bardzo nierówną, z dobrymi i bardzo słabymi momentami. Przez swą obszerną objętość znalazło się dużo miejsca na jedne i drugie. Na początku wspomnę o nieco utartych standardach we współczesnych kryminałach. Policjant z mroczną przeszłością, odstawiony na boczny tor, powraca, aby zająć się pokłosiem sprawy, w którą był wcześniej zaangażowany. Udaje mu się to dosyć łatwo. Do tego postać posiada konflikt wewnętrzny oraz utrudnione relacje z byłą kobietą, poza tym pewną sprawność fizyczną. Klasyk.
Powieść rozpoczyna się od morderstwa w Tatrach podczas halnego. I tu mamy do czynienia z pierwszym zgrzytem. Ów halny wieje z wielką prędkością (chyba jednak nieco przesadzoną) w początkowym rozdziale, potem milknie i powraca po kilku dniach. Góry, wbrew pozorom, są ciężkim terenem do osadzenia akcji. Oczywiście niewątpliwie atrakcyjnym, jednak włączenie ich jako tła powieści, wymaga od autora pewnej uwagi i tej mi tu zdecydowanie zabrakło. Śledczy idą na miejsce zbrodni, które znajduje się na wysokości 2000+ m. n.p.m bez żadnego wcześniejszego przygotowania i w dodatku częściowo po zmroku. Nie zapominajmy także o halnym, o którym autor najwyraźniej w tym momencie zapomniał. Wydawać się może, że szli po Krupówkach, a nie po trudnym terenie w Tatrach. O ile ktoś chodzący na co dzień po górach (Forst) byłby się w stanie na coś takiego szarpnąć, to pani prokurator z Krakowa już nie bardzo. Ta wyprawa nie przeszkadza jej nazajutrz wstać rano i przystąpić do kolejnych czynności bez żadnego zmęczenia. W końcowych rozdziałach powraca wiatr i kolejna wyprawa jest opisana dużo bardziej realistycznie. Zupełnie nie rozumiem tego dysonansu.
Akcja powieści jest dość dynamiczna i często zmienia kierunek. Pisarz wodzi czytelnika za nos i całkiem dobrze mu się to udaje. Podejrzani zmieniają się co chwilę i pomysły autora na kolejne zwroty są niewątpliwie dużym atutem Halnego. Niestety potyka się on o dość prozaiczne knoty. Nie wiem, czy nie można było pewnych kwestii z kimś przedyskutować, czy nikt na poziomie redakcyjnym nie wyłapał rozbieżności? Np. jeden z bohaterów obsługuje telegazetę nie używając do tego pilota, tylko przycisków bezpośrednio na telewizorze. Nie spotkałem się z takim odbiornikiem. A nawet jeżeli byłby takowy wyposażony w guzik włączający telegazetę, to użytkownik naciskałby go raz, a potem używał przycisków ogólnofunkcyjnych, do poruszania się po stronach.
Kolejną dla mnie całkowicie niezrozumianą sceną, była akcja w jaskini w Tatrach, w której miał przebywać jeden ze złoczyńców i żeby doszło do spotkania, kazał przyprowadzić pewną osobę. Przecież nie miało tam dojść do żadnej wymiany i, skoro miał tam czekać, można było go ująć bez przyprowadzania kogokolwiek.
Następnym niedopatrzeniem autora i redaktora, jest fakt, że mieszkaniec Kościeliska (gmina sąsiadująca z Zakopanem), ma być pochowany na cmentarzu w Zakopanem. Uspokoję czytelników, że mimo sugestii autora, na cmentarzu na Pardałówce nie wypływają trumny z ziemi. Rozumiem intencję pisarza, że akurat tam chciał rozegrać akcję, ale niepotrzebnie kwaterował umarlaka w sąsiedniej miejscowości (chyba, że mieszkał tam w poprzedniej części, której nie czytałem).
Na przeciw tej dość obszernej krytyce z mojej strony, muszę stwierdzić, że ogólnie powieść nie jest zła. Akcja na pewno rozegrana ciekawie. Mróz wiele razy zaskakuje. Myślę, że robi to nawet częściej, niż inni autorzy kryminałów, w których zazwyczaj najbardziej niespodziewane jest zakończenie. A tu można powiedzieć, że wręcz na odwrót. Oczywiście, oprócz wątku kryminalnego, który jest tu zdecydowanie dominujący, delikatnie został zarysowany wątek miłosny. Narrator często wchodzi do głowy bohaterów i na tyle się w nich wczuwa, że zaczyna mówić ich językiem. Autor zrezygnował z gwary góralskiej. Uważam to za dobre posunięcie, ponieważ używanie jej jest zabiegiem niebezpiecznym, przez co można się narazić na krytykę ze strony jej znawców. Niemniej padają pojedyncze słowa, np. stwierdzenie, że halny duje.
Podsumowując, mam bardzo mieszane uczucia. Z jednej strony wartka akcja, często zmieniająca kierunki i gubiąca pogoń czytelnika, wciągająca i na pewno nienudząca. A z drugiej błędy merytoryczne, o których wspomniałem powyżej. Uważam, że autor nie dopracował pewnych kwestii i szczegółów, a szkoda, bo efekt końcowy mógłby być dużo lepszy.