Fan powieści fantasy oraz autor jednej z nich (Pytia44), zawodowo informatyk, postanowił połączyć swoją pasję z doświadczeniami pracy w korporacji. Co z tego wyszło? Hydra.
W mitologii grackiej hydra przestawiona jest jako wielogłowy potwór wodny. Jarek przeniósł ową symbolikę do korporacji. Hydra rozpościera swoje macki na pracowników, pragnie władzy absolutnej i pełnej kontroli nad ludźmi.
Książka została napisana w narracji pierwszoosobowej, w formie pamiętnika, choć typowy zapis dziennikowy występuje tylko na początku każdego rozdziału, następnie autor dość swobodnie przedstawia wydarzenia z danego dnia.
Głównym bohaterem jest niejaki SeniorDevGeek, który potem dwa razy zmienia swoje imię, pseudonim, czy też stanowisko. Pozostałe postacie także przybierają imiona zgodne z ich pozycją w korpo. Zabieg dosyć ciekawy, mający głębsze, symboliczne znaczenie, które wskazuje, że w takim przedsiębiorstwie nie pracuje Kowalski ani Nowak, tylko młodszy programista, czy starszy HR-owiec.
Oczywiście musiało się tutaj pojawić słownictwo typowe dla ludzi związanych z korpo, a także, w mniejszym wymiarze, z branżą IT. Osobiście uważam, że tego pierwszego jest za dużo, ewentualnie, brakuje przypisów, przez co dość ciężko się czyta niektóre fragmenty. Część z tych pojęć została wyjaśniona przez samego SenioraDevGeeka, części znaczeń można się domyślić, jednak dla kogoś spoza branży treść może być trudna w odbiorze.
Jarek napisał groteskę, przerysowując korporacyjny obraz. Sprowadził ludzi do roli robotów, ocenianych i ponoszących za swoje czyny kary, czy też zdobywających nagrody. Zostali oni podzieleni na cztery kategorie, (w tym wypadku celne zaczerpnięcie z rzeczywistości), jednak nad losem ich wszystkich władze ma hydra.
Sama fabuła jest dosyć prosta, akcja rozgrywa się w jednej linii czasowej. Niektóre sytuacje humorystyczne, parę razy sytuacja, której się czytelnik nie spodziewał. Ale nie to stanowi o sile tej książki.
Uważam, że przedstawione wydarzenia, mniej lub bardziej symboliczne, a także mniej i bardziej realne, można z powodzeniem przenieść na szerszą, ogólnoludzką płaszczyznę. Autor wpuszczając czytelnika do korporacji, pokazuje jak bardzo jest on zależny od innych. Czytając, nie sposób się nie zastanowić, w jakim punkcie się właśnie znajdujemy. Jak, tak naprawdę, mało zależy od naszych wyborów, w porównaniu z decyzjami innych, które mają wpływ na nasz los, pracę a w konsekwencji na życie. Zagłębiając się w tę historię, może nawet niespecjalnie skomplikowaną czy też fascynującą, docieramy naprawdę głęboko. Można powiedzieć, że Jarek w nudnych (nie w nudno opisanych, żeby była jasność), dość oczywistych i nieco przerysowanych wydarzeniach, mających miejsce w korporacji, przemycił prawdy ogólne.
Oprócz tych ukrytych treści dostajemy dość dużą liczbę niedopowiedzeń. Książka jest krótka, w miarę skondensowana i prawdopodobnie niewyjaśnienie kilku wątków było zabiegiem celowym, i przemyślanym. W innych przypadkach czytelnik pozostaje w niepewności, mając do wyboru dwie sprzeczne wersję, przedstawione przez dwóch bohaterów. Zatem pewne kwestie zostają otwarte, natomiast całość zamknięta jednoznacznym stwierdzeniem.
Przypuszczam, że na „Hydrę” inaczej będą patrzeć ludzie związani z korpo, inaczej pracujący w dużych zakładach pracy i inaczej mający kilku współpracowników. Konfrontacja osób z tych trzech grup byłaby niesłychanie ciekawa.
Podsumowując, Jarek Księżyk w nieco przerysowanym obrazie korporacji przemycił wartości ogólne, dające możliwość głębszych przemyśleń. Myślę, że w „Hydrze” korposzczury odnajdą samych siebie, a inni czytelnicy będą mieli okazję do przeanalizowania układów hierarchicznych i wpływów na nich wywieranych.