Tajemnicza śmierć Marianny Biel autorstwa Marty Matyszczak to pierwsza część serii „Kryminałów pod psem”. Pies w tym przypadku ma kilka ukrytych znaczeń. W połączeniu z kryminałem może się oczywiście kojarzyć z policjantem, w metaforycznym ujęciu zdaję się być przemyślaną antyreklamą cyklu. Jednak na pierwszy plan wysuwa się zwykły pies w ujęciu słownikowym. Gucio – bo tak wabi się ten sympatyczny prawie czworonóg (jedną tylną łapkę stracił w konfrontacji ze złym czworonogiem).
Głównym ludzkim bohaterem jest Szymon Solański, były policjant, obecnie prywatny detektyw, niemal przymierający głodem. Sprowadza się on do śląskiego familoka, w którym przypadkowo zamieszkuje Róża Kwiatkowska, redaktorka, przez lata podkochująca się w detektywie. I właśnie w tej kamiennicy ma miejsce pierwsze morderstwo, którym w czynie społecznym zajmą się wyżej przestawieni bohaterowie.
Jak przystało na współczesny kryminał, autorka wprowadza wielowątkowość. Poza jakby się zdawałoby głównym torem, którym jest prowadzone śledztwo, mamy do czynienia z mocno zacieśniającymi się relacjami pomiędzy Różą i Szymonem. Nie bez znaczenia jest także miejsce akcji, obskurny chorzowski familok, w którym mieszkają różne typy, które nierzadko można by nazwać spod ciemnej gwiazdy. Poza społecznym tłem zwaśnionych lokatorów, czytelnik bez problemu zauważa watki satyryczne, głównie wprowadzane przez Gucia. Niektórzy mogli by się tu doszukiwać czarnego humoru, rodem z Monty Pytona.
Na pewno dużym plusem książki jest barwna kreacja bohaterów, kontrastująca z szarym, kamiennym otoczeniem. Na pierwszy plan wysuwa się Gucio, dziesięcioletni pies-geniusz, którego intelekt został podniesiony niemal do ludzkiego. Pies potrafi myśleć nie gorzej niż spora część pozostałych bohaterów, dedukować, a nawet czytać. Poza tym jest narratorem sporej części książki. Opowiada, co zdoła zobaczyć swoim psim wzrokiem. Jego wywody kierowane bezpośrednio do czytelnika, przeplatają się przez całą powieść z opisami narratora właściwego. Trochę nadpsie zdolności kontrastują z ułomnościami fizycznymi, takimi jak brak jednej łapy, bielmo na oku (mimo którego wszystko wspaniale widzi i opisuje) czy niepierwsza już młodość. Gucio ma dziesięć lat, a dalej dorównuje kroku swojemu panu. Niemniej wywody piesia bawią nas do łez.
W Szymonie Solańskim na pierwszy rzut oka można doszukać się pewnych stereotypów; były policjant, wdowiec, któremu w życiu nie bardzo wyszło, jednak nie stoczył się po równi pochyłej i oczywiście jak się uprze, to śledztwo musi doprowadzić do końca. Jeździ, jak wielu śledczych, starą skodą. Wyróżnia go jednak miłość do zwierząt, kiedy już na początku adoptuje kalekiego kundelka ze schroniska, a przecież mógł się pokusić o bardziej pasującego do detektywa, psa-mordercę. Róża Kwiatkowska (zapewne autorka nieprzypadkowo w jej nazwisku wprowadziła grę słów) jest redaktorką, niestroniącą od kieliszka, koleżanką Solańskiego z lat liceum, w którym się kiedyś podkochiwała. A jak to mówią, stara miłość nie rdzewieje… Połączenie prowadzącego śledztwo i osoby związanej z pisarstwem też jest często spotykane w literaturze gatunkowej, choćby u Camilli Lackberk (policjant i pisarka), ale czegóż jeszcze nie było…
Pozostali bohaterowie też są bardzo wyrazistymi postaciami. Na szczególną uwagę zasługuje na pewno Brygida Buchta, której wypowiedzi w całości są prowadzone w śląskiej gwarze, co niewątpliwie dodaje książce dodatkowego kolorytu. Co więcej, są one na tyle jasne i czytelne, że nie trzeba sprawdzać znaczenia poszczególnych słów oraz wprowadzone zostały w niewielkiej ilość, przez co na pewno nie męczą czytelnika.
Być może rasowi pożeracze kryminałów poczują pewien niedosyt, związany z zawiłością śledztwa i mnogością wątków prowadzących do mordercy. Jednak muszę podkreślić, że jest to kryminał odbiegający od utartych standardów, naszpikowany soczystym humorem ze śląskim krajobrazem w tle. Myślę, że po jego przeczytaniu, z niecierpliwością sięgniecie po kolejne części przygód Gucia i jego pana, co też i ja uczyniłem.