Jeszcze ciemno – a drugie śniadanie zrobione
I nogi wolno drepcą w śniegu po kolana,
Wiatr w nim ziarna przebiera, jak w styczniowych łanach,
Ręka mrozu naciąga na uszy koronę.
Krzewy palców głęboko w kieszeniach zgarbione,
Słońce jeszcze wystygłe – pięć po siódmej z rana,
Cisza jęczy nad światem i droga zaspana
I wszystko od snu szczęścia bardzo oddalone.
Tak ciężko trzeba dreptać po lekcjach i książkach,
Choć nadziei nie widać w najmniejszych zalążkach
I jeszcze spory drogi kawałek do końca.
Kręgosłup wytrwałości niejedno wytrzyma,
Kręgów w nim nie połamie nawet ostra zima,
Bo wie, że kiedyś ujrzy pierwszy pomyk słońca.