Patrząc na tytuły dwóch ostatnich książek Alka Rogozińskiego, można stwierdzić, że zaprzestał pisania komedii kryminalnych i przerzucił się na podręczniki, czy też literaturę edukacyjną. Nie dziwię się mu, bo to zawsze jakaś odmiana, a po rekomendacji MEN, kasa powinna płynąć strumieniami. Tytuł „Teściowe muszą zginąć” niewątpliwie sugerował, że zawiera ona instrukcje dla zięciów. Natomiast sięgając po „Babkę z zakalcem” miałem wrażenie, że trzymam w ręce przewodnik kulinarny. Zastanawiałem się nawet, czy nie będzie profanacją, jeżeli nie będę jej czytał w kuchni. Nikt mnie nie przyłapał, więc nie powiem, że większość pożarłem na balkonie.
Ponieważ, wbrew temu co sądzi duża część czytelników, książka nie kończy się na okładce i tytule, ewentualnie na dedykacji autora, zagłębiłem się do, można w tym wypadku powiedzieć, samego pieca i zobaczyłem co się tam upiekło.
Pierwszą babeczką okazuje się seniorka Luiza Mirska, właścicielka firmy cukierniczej i gwiazda programów kulinarnych. Z racji tego, że powoli szykuje się do przejścia na emeryturę, postanawia ogłosić, komu w udziale przypadnie prowadzony przez nią interes. Mirska jest matką czwórki dzieci, jak się okazuje, w zaistniałej sytuacji nie wiedzieć czemu, niepowstałych przez pączkowanie oraz babką dwojga wnucząt. To na kogoś z nich ma paść szczęśliwy traf. Wybór nie jest prosty, a nawet można powiedzieć, że go za bardzo nie ma. Pomimo, że Luiza jest świetna w kuchni, to jej potomstwo należałby śmiało nazwać zakalcami. Żeby się upewnić w swoich przekonaniach babka wynajmuje prywatnego detektywa, który dokumentuje ciemne strony potomstwa.
Na przyjęciu, podczas którego ma obwieścić światu długo wyczekiwaną wiadomość, pojawia się Róża Krull i na wszelki wypadek trup, a następnie komisarz Darski. Ten nierozłączny trójkąt gwarantuje dobrą zabawę. Najbardziej pechowa postać w książkach Alka i w tym przypadku nie zawodzi. Już od samego początku ma problemy natury wizualnej, a potem jest już tylko gorzej.
Kompozycja książki, wydawałoby się, typowa dla tego autora. Najpierw opis postaci, potem trochę rozbrajającej fabuły, dzięki której poznajemy bliżej bohaterów, a wszystko po to, żeby przygotować czytelnika na zbrodnię. Jednak, na pewno fani tego autora nie będą rozczarowani. Jeżeli chodzi o wątek kryminalny, Alek wodzi czytelnika za nos. Typując mordercę, nie radziłbym stawiać dużych pieniędzy. Lepiej je przeznaczyć na babeczkę…
Podsumowując, muszę stwierdzić, że jest to kolejna świetna komedia kryminalna. Z żartów, których oczywiście nie brakuje, najbardziej utkwił mi taki jeden, o Remigiuszu Mrozie. Lekka narracja, dobrze zarysowane postacie (nie jest ich za dużo, więc się czytelnik nie gubi i nie zastanawia, jak na dwusetnej stronie wyskoczy jakiś Filip z konopi, o którym były dwa zdania na początku). Dobrze rozpracowana strategia wątków kryminalnych i bezsprzecznie zaskakujące zakończenie, którego myślę, że mało kto się spodziewał.
Na koniec muszę potwierdzić prawdziwość powiedzenia – nie oceniaj książek po okładce. Sugerowany w tytule poradnik dla cukierników, w rezultacie okazał się poradnikiem dla przedsiębiorców. Może jakiś biznesmen skorzysta z zaproponowanych w nim rozwiązań?
Polecam wszystkim lubiącym lekką lekturę z dreszczykiem emocji. I niecierpliwie czekam na kolejny poradnik, tym razem może dla rolników, pt. „Rozgrabiony”?